Tajemnice bolesne
Tajemnica pierwsza:
Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu.
Jezu Chryste, była ciemna noc, kiedy, wraz z najbliższymi
uczniami, udałeś się do Ogrodu Oliwnego na rozmowę z Ojcem. Prosiłeś, aby
czuwali razem z Tobą na modlitwie, lecz ci – posnęli. Zostałeś więc sam…
ogarnięty niewypowiedzianym smutkiem i lękiem. Dookoła potęgująca strach
ciemność, pośród której padasz na twarz, prosząc Ojca, aby oddalił od Ciebie
kielich cierpienia, które miałeś za chwilę przyjąć. Nie pytałeś Ojca
„Dlaczego?” Nie pytałeś, choć mogłeś… Jezu, wiem, jak bardzo się bałeś,
przecież, będąc Bogiem, byłeś też Człowiekiem… W jednej chwili zobaczyłeś
wszystko, co Cię czeka, widziałeś całą mękę, którą za nas wycierpisz, świętą
Krew, którą za nas przelejesz, krzyż który przyjmiesz, grube gwoździe, które
przebiją Twoje dłonie i stopy, a także włócznię, która na wskroś przeszyje
Twoje Najświętsze – Boskie Serce. Lecz z pewnością bardziej bolało Cię to, co
ujrzałeś następnie: zobaczyłeś grzechy i niewierności wszystkich pokoleń – od
Adama aż po ostatniego człowieka na ziemi, zobaczyłeś też mój grzech, Panie…
Wtedy powiedziałeś Ojcu: „Bądź wola Twoja”. Przyjąłeś całą gorycz cierpienia z
miłości do mnie… aby ocalić mnie od ognia wiecznego potępienia. Zbawicielu, co
czułeś, biorąc na Siebie lęki całego świata? Jak bardzo spotęgowany był Twój
ból? Jezu, czy to mój grzech spowodował pojawienie się Krwawego potu na Twoim
nieskalanym Obliczu?
Jezu, w moim życiu również przychodzą ciemne noce, kiedy
czuję się samotna i opuszczona, opuszczona nawet przez Ciebie. To tak bardzo
boli… Pokój serca zostaje zastąpiony lękiem z powodu utraty Twej bliskości.
Wtedy łzy napływające do moich oczu nagle zalewają całą twarz, niczym krwawy
pot pokrywający Twoje lśniące oblicze, łzy, których nie da się zatrzymać… Ty
jeden wiesz, przez co wtedy przechodzę, jaki lęk i paraliżujący strach mnie
opanowują… Lecz wiem, że jesteś przy mnie, tak jak Ojciec był przy Tobie…
Jesteśmy więc razem – Ty i ja, razem w Ogrodzie Oliwnym, pod osłoną nocy, w
zupełnej ciszy, smutku i cierpieniu… Jak dobrze jest towarzyszyć Ci w Ogrójcu…
Tajemnica druga:
Biczowanie Pana Jezusa.
Jezu, zostałeś przywiązany do słupa, przy którym rzymscy
żołnierze zaczęli Cię okrutnie biczować, wbijając w Twoje najdelikatniejsze
Ciało ostre metalowe końce biczów, które dosłownie wyrywały skrawki Twojego
Boskiego Ciała… Zbezczeszczono Najświętsze Ciało, Najświętszą Krew, która
tryskała na wszystkie strony… Straszny to widok, kiedy Pan mój i Bóg mój,
odarty z szat, ledwie żywy skatowany Król, musi ponosić takie upokorzenie i
cierpienie. Jezu, czy to na pewno rzymski żołnierz dzierżył bicz, okładając
razami Twoje Ciało? Czy to aby nie byłam ja, która biczowałam Je swoimi
grzechami? Tak, Panie, to ja zadałam Ci ten potworny ból. A Ty, w zupełnym
milczeniu, poddałeś się tym niewymownym torturom, aby odpokutować za moje
grzechy: grzechy nieczyste, cielesne, sprośne żarty i myśli… Twoje cierpienie
przy biczowaniu musiało być okrutne, bo okrutne są wszystkie te grzechy, za
które najwięcej dusz idzie na wieczne zatracenie...
Często nam się wydaje, że skoro Pan przyjął na siebie cierpienie
całego świata, to my możemy korzystać z życia pełnymi garściami, możemy
zachowywać się tak, jakby Boga nie było, bo przecież Chrystus nas wybawił. Jest
to błędne postrzeganie Jego Ofiary, taka teoria jest wsysana nam przez złego
ducha. Gdyby tak faktycznie było, piekło by nie istniało, a jednak: ono jest. Musimy
mieć pełną świadomość, że gdyby Pan nie podjął za nas męki, każdy z nas
zostałby na wieki potępiony. Nikt nigdy nie miałby najmniejszej szansy dostać
się do nieba. Chrystus swoją męką dał nam
jakoby klucz do bramy Raju, lecz musimy pamiętać, aby tego klucza na końcu nie
zgubić. To znaczy, że my również musimy o nasze zbawienie zabiegać. On dał nam wybór: czy chcemy razem z Nim
współcierpieć dla zbawienia świata, czy wolimy oddać się ziemskim
przyjemnościom, tak, by w ostatecznym rozrachunku trafić do piekła. On dał nam
wolną wolę. Jezu, proszę, daj mi siły, abym zawsze trwała przy Tobie, abym
zawsze pragnęła pełnić Twoją wolę.
Tajemnica trzecia:
Cierniem ukoronowanie Pana Jezusa
Wydawałoby się, że kaci odpuszczą, widząc Twoje skatowane,
posiniaczałe i zakrwawione okrutnym biczowaniem Ciało, lecz dla nich taki obraz
Ciebie nie był wystarczający. Przed całym tłumem chcieli Cię upokorzyć,
zhańbić, zniesławić Twoje Święte Imię. Dlatego, wyśmiewając Twoją Królewskość,
włożyli na Twoje skronie koronę uplecioną z twardych, długich cierni, które,
przebijając powłokę skóry, głęboko wbijały się w Twoją czaszkę, Panie. Można by
zadać pytanie: dlaczego dałeś się tak udręczyć i upokorzyć, Jezu, lecz wiem, że każde uderzenie bicza,
każdy cierń wbity w Twoją świętą Głowę, każde wyzwisko pod Twoim adresem, miało
wielkie znaczenie w podjętej Ofierze. Każda rana na Twoim ciele miała zmiażdżyć
dzieła diabła w naszym życiu. Cierniowa korona wtłoczona na Twoją Głowę niweczy
naszą pychę i dumę, naszą wyniosłość i pogardę względem drugiego człowieka oraz
pokazuje, w jaki sposób mamy przyjmować wszelkie obelgi – w pokorze, milczeniu
i uniżeniu. Ty bowiem nie przeklinałeś swoich oprawców, lecz błagałeś Ojca w
pokornej modlitwie, aby Twoja Ofiara wyjednała im przebaczenie i miłosierdzie.
Za nienawiść i złość odpłaciłeś się miłością i łagodnością. Twoje cierniem
ukoronowanie uczy nas takiej właśnie postawy – postawy przebaczenia i modlitwy
za tych, którzy nas nienawidzą. Jezu, wiem ile w moim życiu jest pychy, obłudy
i zakłamania, tak często sobie przypisuje zasługi czy talenty, a nie Twojej
łasce, tak często gardzę moimi bliźnimi, postrzegam siebie za lepszą od tych,
którym w życiu się nie wiedzie, patrzę na drugiego człowieka przez pryzmat jego
majątku, a nie serca… Ileż we mnie fałszu i nieuporządkowania? Ileż złości i
arogancji, ileż chciwości… Czy więc to nie ja powbijałam te ciernie w Twoje
skronie? To nie byli żołnierze, to byłam ja… Przepraszam Cię, Panie… Ach, jak bardzo
chciałabym te ciernie powyjmować, jeden po drugim, by móc Ci choć trochę ulżyć,
Królu mój i Panie.
Tajemnica czwarta:
Dźwiganie krzyża na Kalwarię.
Gdyby Chrystus nie oddał za nas życia na drzewie krzyża,
każdy człowiek na ziemi skazany by został na wieczne potępienie. Nikt nigdy nie
mógłby oglądać Boga twarzą w twarz. To zbawcza ofiara Chrystusa otwiera nam
drogę do wiecznej radości. Ale musimy być świadomi, że to, że Pan Jezus oddał
za nas życie, nie zwalnia nas z obowiązku podążania za Nim, my również musimy
podjąć trud niesienia krzyża – tego codziennego brzemienia, jakie dźwigamy każdego
dnia. Bez krzyża nie ma zbawienia. „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze
samego siebie, niech weźmie krzyż swój, i niech Mnie naśladuje.” – nauczałeś.
Mnie również cierpienie nie omija. Dopuszczasz je, Panie,
abym złączyła się z Tobą w zbawczej ofierze Twojego Krzyża. Jak bardzo musisz
mnie kochać, skoro pozwalasz, bym, poprzez trudy dnia codziennego, przyczyniła
się do zbawienia świata. Tak często błędnie interpretuję sens cierpienia,
mówiąc, że to Ty je zsyłasz, karząc ludzkość za jej nieprawości, oskarżam Cię,
że jesteś sprawcą każdego zła na świecie, pytam, gdzie jesteś, kiedy cierpią
niewinni ludzie, dlaczego na to pozwalasz, dlaczego nie reagujesz, jakim jesteś
Bogiem, skoro nie potrafisz zaradzić złu. Co wtedy czujesz, słysząc takie
oskarżenia? Milczysz. Jakże wymowne jest to milczenie, Panie, jakże dla mnie niezrozumiałe, ale
jakże dosadne. Tą ciszą chcesz mi powiedzieć, że dzięki cierpieniu tu – na
ziemi – mogę uniknąć ognia piekielnego, a nawet czyśćcowego, bo ono nie jest
karą za grzechy, a darem, który pozwala mi oczyścić duszę, wyzwolić ją spod
panowania zła. To lek, który usuwa ze mnie cały bród i grzech. To balsam łagodzący duszę. To
najpewniejsza i jedyna droga do zbawienia.
Boże, gdybym tylko była w stanie w pełni pojąć, jaką łaską
jest cierpienie połączone wraz z Twoją ofiarą, to nie tylko nie uskarżałabym
się na żaden ból i niewygodę, ale wręcz błagałabym Cię o możliwość poniesienia
ofiary za zbawienie swoje i moich bliźnich, o możliwość cierpienia dla Ciebie,
mój Wybawco.
Proszę, daj mi łaskę umiłowania mojego codziennego krzyża,
bo niosąc swój krzyż, niczym Szymon z Cyreny - przynoszę ulgę Twoim zbolałym
Ramionom.
Tajemnica piata: Ukrzyżowanie
i śmierć Pana Jezusa
Golgota… Drzewo krzyża, na którym zawisło Najświętsze Ciało
Boskiego Syna… Jezu, próbuję wyobrazić sobie Twoją trzygodzinną agonię na
krzyżu, by wzbudzić dla Ciebie choć odrobinę współczucia i litości. Jednak moja
wyobraźnia nie sięga tak daleko, by pojąć to wszystko, co przyjąłeś z miłości
do każdego z nas. Oprawcy nie mieli dla Ciebie cienia litości, z zimną krwią i
wyrachowaniem przebili Twoje kończyny, tak że cały ciężar Twojego Ciała
przytrzymywały trzy grube gwoździe przytwierdzone do krzyża. Jakiż to musiał
być niewyobrażalny ból. Dziś jednak wielu powie: „Przecież Zbawiciel umarł
przeszło 2000 lat temu, dlaczego na nowo mamy to wydarzenie przeżywać i
roztrząsać? Przecież to już historia”. Ale nie wolno nam zapomnieć, że przecież w czasie każdej Mszy Świętej, w
momencie przeistoczenia, jesteśmy d o s ł o w n i e przeniesieni na Golgotę, w
cudowny sposób, dokładnie w ten moment, w którym Ty, Panie, konasz na krzyżu. Twoja
męka ma miejsce na naszych oczach, Ty spoglądasz na nas z krzyża, ogarniając
nas nieprawdopodobną miłością, widzisz nas w tamtym momencie, pragniesz nas
przytulić, lecz nie możesz... A my patrząc na Białą Hostię i Kielich w winem
patrzymy tak naprawdę w Ciebie rozpiętego na Krzyżu. Stoimy pod krzyżem, wraz z
Maryją i Janem – Twoim umiłowanym uczniem. Stoimy wraz z żołnierzami,
arcykapłanami i gapiami. Jaką postawę wtedy przyjmujemy? Kim jesteśmy pod
krzyżem? Jak zachowujemy się w momencie, w którym kapłan wypowiada słowa
konsekracji? Czy jesteśmy świadomi, że właśnie w tej chwili Ty umierasz za nas
na krzyżu? Boże, przepraszam Cię, że w kluczowym momencie Eucharystii – w
chwili kiedy Ty ponosisz najwyższą Ofiarę, ja często zajmuję się rozmowami z
innymi, rozglądam się po kościele w poszukiwaniu znajomych, którym posyłam serdeczne
uśmiechy, myślę o sprawach życia codziennego, nudzę się… Jezu, czy to nie
właśnie wtedy z Twoich ust wyrywa się błagalne: „Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią”? Przebacz nam, Zbawicielu, bo istotnie: nie wiemy, co
czynimy…
Tak, Panie, Ty zawsze nam przebaczysz, jeśli tylko z pokorą
zwrócimy się do Twego Miłosiernego Serca. Przecież kiedy Twój krzyż został wywyższony
ponad ziemię, pokazałeś nam, że to nie tu – na ziemi jest nasz dom, a tam w
górze - z Tobą i wszystkimi świętymi… Jezu
najlitościwszy, tak jak Ty, ja również „Pragnę” – pragnę z całego serca Cię
kochać i o tę łaskę proszę w tej tajemnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz